sobota, 26 stycznia 2019

Podsumowanie 2018 roku

Podsumowanie 2018 roku
 

       Zdaję sobie sprawę, że styczeń zmierza ku końcowi, zaś ja dopiero zbieram się do podsumowania mojego roku 2018. Nie mam absolutnie pojęcia czemu to tak działa, lecz za każdym razem jest mi bardzo ciężko wkręcić się w styczniowe fale. Odczuwam wtedy zazwyczaj dość spory spadek energii, marudzę jak to bardzo zimy nie lubię i właściwie zawsze o planach zaczynam myśleć w połowie miesiąca nowego roku. Nie inaczej było i teraz. Choć rok zaczął się dla mnie bardzo intensywnie, dopiero teraz czuję się na siłach aby zrobić małe podsumowanie. Uważam, że takie małe rozliczenia ze starym rokiem są potrzebne. Dla naszej głowy przede wszystkim, żeby zdrowo się tam trzymała. Możemy wtedy z dystansem spojrzeć na miesiące, które już za nami. Przypomnieć sobie co spotkało nas dobrego, czego zaś chcemy uniknąć w nadchodzącym czasie. Ponadto pomaga to w tworzeniu naszych planów (nawet tych jak to mówią palcem po wodzie pisanych) na kolejny rok.  Dlatego i ja nie mogłabym opuścić tego malutkiego rytuału.

      Długo wydawało mi się, że ten rok 2018 był dla mnie ciężki i średni. Nie byłam z niego zadowolona. Dopiero po głębszym zastanowieniu się, zauważyłam, że kiepskie były może ostatnie jego tygodnie, ale w przeciągu tych 365 dni udało mi się zrobić kilka fantastycznych rzeczy, z których w tym momencie jestem bardzo dumna. Myślę o nich i od razu maluje się na mojej buzi nostalgiczny uśmiech. Być może nie był to najlepszy czas w moim życiu, ale w końcu trzeba umieć doceniać małe rzeczy, prawda? A te, które spotkały mnie w 2018 wcale nie były takie małe.

1. Podróże

Rok 2018 był dość bogaty jeśli chodzi o zagraniczne wypady, wszystkie samodzielne przeze mnie planowane i wszystkie jak najbardziej udane. Ani jeden dzień, który spędziłam w podróży nie był dla mnie rozczarowaniem. Z okazji swoich dwudziestych urodzin odwiedziłam Paryż, któremu dałam drugą szansę i trafiony zatopiony! Stałam się zupełnie zwariowaną paryżomaniaczką. Moja druga podróż była swego rodzaju spełnieniem marzeń i pójściem śladami idoli. Razem z grupą znajomych zorganizowaliśmy nasz własny Eurotrip i przez trzy tygodnie zdobywaliśmy kolejne europejskie punkty zaznaczone na naszej mapie marzeń. Podczas tej wyprawy nabawiliśmy się bólu pleców śpiąc pod namiotami, za to zwiedziliśmy Austrię, Szwajcarię, Włochy, Chorwację i Węgry.  Chwilę przed rozpoczęciem roku akademickiego udało mi się zorganizować bardzo spontaniczny i bardzo niskobudżetowy wypad do Aten. Był to powrót do marzenia z dzieciństwa, gdyż Herkules był moją ulubioną bajką, zaś mitologia grecka najbardziej fascynującą książką.







2.  Byłam na koncercie Jacka Whita

W październiku wraz z moi tatą podjęliśmy bardzo spontaniczną decyzję. W niedzielę z okazji jego urodzin kupiliśmy bilety, w poniedziałek po południu byliśmy już w drodze na koncert. Choć tera z słucham jego muzyki zdecydowanie mniej, tak kiedyś Jack White był moim ogromnym idolem. Do tego stopnia, że w gimnazjum nosiłam czarno-biało-czerwone ubrania, bo tylko takie kolory nosiła grupa White Stripes. Wspaniale było móc wytupać rytm Sevenation Army w podłogę u boku wspaniałego faceta, jakim jest mój tata. Z koncertu nie mam pamiątkowego zdjęcia. Gwiazda wieczoru zadecydowała, że ma być to tak zwane ,,NO PHONE SHOW" co było świetną inicjatywą, pozwalającą w pełni skupić się na tu i teraz. W końcu kto by nie chciał poczuć prawdziwej atmosfery koncertu lat dziewięćdziesiątych?

3. Założenie bloga

Zdecydowanie cieszę się, że w końcu to zrobiłam. Było to moje marzenie od wielu, wielu lat. Ciągle jednak czułam wewnętrzną blokadę, wstydziłam się lub bałam... Sama dokładnie nie wiem. Jedyne za co jestem na siebie zła, to mój brak aktywności tutaj, gdyż pozwoliłam się przytłoczyć innym sprawą. Jednym z moich nowych postanowień na nadchodzący rok jest systematyczne bycie tutaj, bo widzę jak wiele radości daje mi pisanie.






4. Skończyłam z pracą, która mnie męczyła

Jednym z celów na mój poprzedni rok było kupno nowego komputera (co też udało mi się zrealizować). Potrzebowałam więc znacznej ilości gotówki, więc zatrudniłam się w dodatkowym miejscu. Restauracja okazała się być zupełnym niewypałem, przed każdą wizytą w pracy stresowałam się, noc wcześniej nie mogłam spać. Niestety atmosferę w pracy tworzą ludzie i ciągle nie umiem pojąć dlaczego jednocześnie potrafią sobie ją tak bardzo zasmrodzić. Powoli przestawałam wytrzymywać w środowisku ciągłych, uszczypliwych komentarzy, ginących napiwków, przerzucania winy, bycia zatrudnioną na stanowisko barmanki i jednoczesnym robieniu na zmywaku... Dużo można by wymieniać. Poszłam po rozum do głowy i rzuciłam to w pierniki. Troszkę stresu, że stracę płynność finansową się opłaciło, gdyż po miesiącu składania CV udało mi się dostać pracę, która mnie rozwija i z łatwością mogę łączyć ją ze studiami. 

5. Nowy członek rodziny

Pod koniec kwietnia w mojej rodzinie pojawił się nowy członek rodziny. Nazywa się Erni i jest najweselszym psem pod słońcem. Pies potrafi w domu wszystko zmienić, dzięki niemu szczególnie rozładowały się wszelkie napięcia. Bo jak można się denerwować, kiedy ktoś patrzy na Ciebie sarnim wzrokiem i merda ogonkiem, hm?




6. Decyzja o wyprowadzce 

Teraz piszę to już z nowego miejsca zamieszkania. Decyzja pojawiła się pod koniec 2018 roku i została bardzo szybko przeze mnie zrealizowana w połowie stycznia.  Jest to chyba jak na razie największa zmiana, jaka zadziała się w moim życiu. Nie powiem, że jest łatwo, gdyż ciągle brakuje mi rodzinnego hałasu, zgiełku no i (patrz punkt wyżej) zwariowanego Erniego. 



Ponadto udało mi się spełnić kilka marzeń, które już od dawna sytuowały się na mojej Bucket List. Zjadłam Pizze w Rzymie, poczułam ducha antyku wchodząc na Akropol. Ponadto kąpałam się nago w morzu przy pełni księżyca oraz obejrzałam ,,Ptaki" we francuskim kinie studyjnym... I właśnie kiedy sobie myślę, że przez te 365 dni miałam możliwość spełnić kila drobniejszych, jak również większych marzeń jestem po prostu bardzo wdzięczna za to, że miałam takową możliwość. Myślę, że pomimo wszystko rok 2018 był dla mnie dobrym rokiem, choć może nie najlepszym... Ale to nie zawody, nie potrzebuję układać tutaj rankingów. Po prostu wierzę, że bieżący będzie jeszcze lepszy, a jeśli nie to chciałabym aby był podobny.


środa, 7 listopada 2018

Instrukcja obsługi czytania poezji

Instrukcja obsługi czytania poezji


Poezja jest wspaniałym wynalazkiem, który od tysięcy lat dawał możliwość upustu ludzkim emocją.
Zupełnie nie rozumiem dlaczego dziś jest wycinkiem całości, który składa się na literaturę. wycinek ten jest przez większość z nas pomijany, niezauważany... Z poezją wiążą się również dziwne, stereotypowe skojarzenia. Jednym przyjdzie na myśl postać zadufanego w sobie intelektualisty, który czyta poezję, bo to nie literatura dla pospólstwa. Inni pomyślą o pretensjonalnym pseudoartyście we francuskim berecie i butelce szkockiej w dłoni. Tylko ciągle zastanawiam się... Dlaczego? Poezja zawsze była tworzona dla nas. Zwykłych ludzi. Abyśmy ją czytali, przeżywali i chłonęli, nie omijali.

Warto ją czytać, gdyż jest to bardzo intymny proces. Jest to jak gra w kalambury na której bardzo musimy się skoncentrować, nie pozwalać się rozpraszać. Trenuje nasz mózg, wyobraźnię, pozwala dopowiadać pewne rzeczy, przepuszczać je przez siebie i przenieść się w zupełnie inny świat. Większość z nas zapewne jest do niej zrażona, bo po latach edukacji poezja kojarzy się nam z podmiotem lirycznym, środkami artystycznego wyrazu, Mickiewiczem i Szymborską. Słuchaniem, że to nie jest do końca tak jak nam się wydaje, gdyż nasze Panie Nauczyciel były z Norwidem na kawie i wiedzą ,,co miał na myśli" pisząc ,,W Weronie". Ale przecież nie wolno nam się zniechęcać. Gwarantuję, że jeśli odetniemy się od szkolnych nawyków to przestaniemy krzywić się na sam widok symetrycznie poukładanych wersów. Kiedy przestaniemy szukać rymów żeńskich i męskich czy sylab po których pada średniówka, skupimy się zaś na słowach i obrazach jakie malują to... Pokochamy ten proces. Zobaczycie, że ta dumnie brzmiąca poezja może być tak samo fajna jak tekst ulubionej piosenki. Wystarczy odciąć się od tej niczym wyciągniętej z laboratorium ,,analizy wiersza" i podejść do tego inaczej. Stąd mój przepis na to, jak spędzić chwile z tomikiem wierszy w ręku i delektować się nim strona po stronie.

1. Stwórz dla siebie atmosferę taką jaką lubisz

Jest to chyba dość oczywista sprawa. Proces czytania poezji ma być dla nas czymś relaksującym, warto więc zadbać o odpowiednią atmosferę. Każdy z nas wie co lubi najbardziej i to siebie w tym wypadku powinien posłuchać. Może gorąca kąpiel z lampka wina? Może ławka w parku w jesienne popołudnie, kiedy złote drzewa oświetla delikatne, słoneczne światło? A może po po prostu własne łóżko, herbata i jazzowa muzyka w tle? Możliwości i kombinacji jest tysiące i każdy z nas powinien wybrać coś dla siebie.



2. Pamiętaj, że to nie podmiot liryczny tylko autor

Jak ja nie znosiłam tego ciągłego wpajania pojęcia podmiotu lirycznego. Do tej pory nie rozumiem kim on jest. Pamiętaj, że to co widzimy zostało napisane przez żywego człowieka. Nieważne, że słowa mogą być włożone w usta Eneasza czy leśnej nimfy. To człowiek taki jak my siedział nad kartką papieru, on się zastanawiał i trudził tworząc ów utwór. To on nam chciał coś przekazać. Czytanie poezji to jak zabawa w tabu z drugim człowiekiem. To on do nas mówi, zaś my musimy domyśleć się o co mu chodzi, chociaż czasem tłumaczy pewne rzeczy bardzo na około.

3. Dowiedz się czegokolwiek na temat autora

Zazwyczaj wystarczy 5 minutowy research wpisując nazwisko w google. Warto po prostu wiedzieć kim jest osoba, która do nas mówi. Kiedy żyła, w jakiej epoce tworzyła, w jakim kraju, czym się zajmowała. Zupełnie inaczej odbierzemy wiersze nieszczęśliwie zakochanego młodzieńca, inaczej zmieniającego kobiety jak skarpetki Witkacego.

4. Spróbuj zaprzyjaźnić się z podstawowymi motywami literackimi

To właściwie nie obowiązkowy punkt, raczej przeznaczony dla tych ambitniejszych czytelników. Większość pewnie będziemy kojarzyć z czasów szkolnych i stopniowo sobie je przypominać. Po prostu warto wiedzieć kim była Wenus, kiedy poeta będzie przyrównywał do niej swoją wybrankę.



5. Czytaj wiersze zdaniami nie wersami

Mówimy też zdaniami, prawda? Tak samo warto czytać wiersze, kiedy chcemy je zrozumieć. Nienaturalnie wplecione pauzy są stworzone po to, aby wiersz ładnie brzmiał, gdy chcemy go wyrecytować. Aby go zrozumieć musimy po prostu przełożyć go na zdania. Spójrz na fragment utworu K.K. Baczyńskiego ,,Zatoki".

Od szumiących fal zatok
serce mi ogłuchło,
napełnione przestrzenią
błękitem napuchłą.
Słowa szare jak skały,
niepotrzebne, huczące,
przetapiały się w złoto
w lawie słońca gorącej.

A teraz po ludzku, w zdaniach, tak żeby zrozumieć:

Od szumiących fal zatok serce mi ogłuchło. Napełnione przestrzenią, błękitem napuchłą. Słowa szare jak skały, niepotrzebne, huczące przetapiały się w złoto w lawie słońca gorącej.

Już teraz jesteście w stanie wyobrazić sobie niespełna dwudziestoletniego Krzysia stojącego nad brzegiem morza, którego serce zachwyca się pięknym widokiem? Widzicie jak słowa same pod wpływem emocji przychodzą mu do głowy i tworzy swój wiersz?


6. Jeśli nie rozumiesz, to w myślach omów sobie o czym każde zdanie było

Po prostu zatrzymaj się, popatrz na zdanie i zastanów się co może ono znaczyć. Czasem poprzez zawiłą składnie ciężko jest coś zauważyć od razu. Wróćmy do powyższego przykładu.

Od szumiących fal zatok serce mi ogłuchło. Napełnione przestrzenią, błękitem napuchłą.

Jeśli nie za bardzo wiemy od razu o co chodzi warto się tu zatrzymać i chwilę zastanowić. Nie od razu widać, że serce zostało napełnione przestrzenią błękitem napuchłą, czyli po prostu pięknym morskim krajobrazem, gdzie pełno jest morskiego koloru wody i błękitnego nieba. Niebieski jest tam po prostu wszechobecny.

7. Nie zawsze szukaj drugiego dna

I to jest chyba najważniejszy punkt całego mojego wywodu. Nie zawsze zwyczajny opis porannych czynności czy spaceru przez wieczorne ulice Paryża muszą nieść głębsze przesłanie. Niech odpowiedź na klasyczne pytanie ,,co autor miał na myśli" nie będzie celem samym w sobie. Niech będzie nim zabawa z poetą w zgadywanki. Jeśli nie zrozumiemy danego utworu to też nic się nie stanie. Po prostu warto wtedy przerzucić kartkę dalej i zająć się kolejnym utworem. Czytanie poezji ma być przede wszystkim zabawą, nie powodem do frustracji. Między nami to niektóre wiersze są po prostu o niczym. Tak jak powieści, filmy czy piosenki. 


Jesień to idealny czas aby spróbować zaprzyjaźnić się z poezją. Może nawet spróbować napisać coś samemu? Osobiście uważam, że oprócz tych okropnych wiatrów, ciemnych poranków to jesień jest najbardziej liryczną porą roku. Wtedy właśnie wchłaniam największą ilość książek, nowej muzyki czy filmów. Bardzo często staram się próbować wtedy czegoś nowego. Upiec ciasto z nowego przepisu, zrobić rzecz, której nigdy wcześniej nie robiłam, chociażby wspinaczka. Może Ty również spróbujesz czegoś nowego lub dasz druga szansę poezji? Spotkaj się z nią choć na jeden wieczorek i pozwólcie się poznać od nowa, bez szkolnych uprzedzeń. Kto wie, może polubicie się już na dobre?



piątek, 5 października 2018

10 rzeczy do zrobienia w Atenach – jak wyciągnąć z miasta to co najlepsze

10 rzeczy do zrobienia w Atenach – jak wyciągnąć z miasta to co najlepsze







Wakacje dawno dobiegły końca, pogoda również nie daje o tym zapomnieć przez ostatnie dni. Każdy włożył już pewnie jesienny uniform, kupił do szafki zapas herbaty, może nawet co poniektórzy złapali pierwsze jesienne przeziębienie. Jesień bywa piękną porą roku, szczególnie ta wczesna na przełomie września i października. Nie ukrywam jednak, że chyba jestem pierwszą osobą na tym świecie, która z nostalgią wraca do wakacji. Dlatego właśnie często uciekam wspomnieniami czy przeglądam zdjęcia z tej najlepszej według mnie pory roku. Tak będzie i dziś, bo myślami wracam do Aten.

W poprzednim wpisie, który możecie przeczytać TUTAJ pisałam o tym jak właściwie w Atenach się znalazłam. Wyraziłam też swoją ogólną opinię o tym mieście, co mnie zauroczyło, co zaskoczyło, a co wręcz odrzuciło. Ciężko mi jednoznacznie określić jakie dokładnie wrażenie wywarło na mnie to miejsce. Wiem jedno, jest kilka rzeczy, które trzeba koniecznie w Atenach zrobić, aby wyssać z miasta to co najlepsze. Aby przenieść się choć na chwilę w świat starożytnych greków i poczuć, że faktycznie jesteśmy w miejscu, które można nazwać początkiem naszej cywilizacji.  Nie samą historią jednak szczycą się Ateny, bowiem będąc w tym miejscu można posmakować choć przez chwilę tego, jak wygląda życie w dużym, Europejskim mieście w którym jednocześnie drzemie głośny i wesoły bałkański duch.

1.  Przebiec się po Stadionie Panatenajskim

Grecy nazywają go Kalimarmaro, co oznacza zbudowany z dobrego marmuru i właśnie pod tą nazwą częściej wśród nich funkcjonuje. Początki budowli sięgają do III wieku przed naszą erą i pierwotnie był on zbudowany z drewna, dziś możemy podziwiać jego marmurową rekonstrukcję. Jest ogromny, jasny i pięknie zharmonizowany jak przystało na grecką architekturę. Można obejrzeć go z ulicy, ja polecam jednak wyskubać 3 euro z portfela i po prostu tam być. Usiąść na trybunach, wejść na ich najwyższe piętro czy właśnie przebiec się choć kawałek po bieżni. Choć przez chwilę wyobrazić sobie, że znajdujemy się wśród innych olimpijczyków z nagim i pięknie wyrzeźbionym ciałem, trybuny wypełniają tłumy, a gdzieś w oddali na najlepszego czeka wieniec laurowy.



2. Kąpiel w morzu

Rzecz prosta, ale czym są wakacje bez kąpieli w morzu? Analogicznie czym jest wizyta w ,,ciepłych krajach" bez słono-orzeźwiającej kąpieli? Trzeba pamiętać, że Ateny są i zawsze były miastem portowym. Należy więc wrzucić do plecaka ręczniczek i strój kąpielowy, następnie w przerwie między zwiedzaniem mieć na uwadze wypad na plażę. Albo zaplanować cały dzień wygrzewania się i chłodzenia na zmianę. Czego dusza zapragnie.

3. Wizyta na Anafiotce

Wchodząc w ten malutki zakątek w samym sercu miasta przez chwilę czułam się jak Alicja wchodząca do Krainy Czarów. Nie przesadzam, dzięki temu magicznemu zaułkowi możemy choć na chwilę przenieść się na wyspy greckie. Zupełnie jak cykladzcy robotnicy, którzy przenieśli sobie wyspy w samo centrum miasta. Anafiotka jest to malutki skrawek dzielnicy Plaka, który został zabudowany w nielegalny sposób przez robotników, którzy przybyli do Aten. I te charakterystyczne białe domki z czerwoną dachówką, wąskie uliczki, schodki i kociaki wylegujące się na każdym kroku zagościły w Atenach na zawsze. Polecam wybrać się tutaj chwilę przed zachodem słońca, gdyż światło wtedy najpiękniej odbija się od bielonych budynków.



4. Wypić frappe

Myślę, że nikt nie będzie się temu opierał, zwłaszcza po kilkugodzinnym spacerze w palącym słońcu. Choć sama jestem zwolennikiem zwykłej czarnej  kawy bez dodatków to ten grecki specjał stał się moim nieodłącznym towarzyszem w zwiedzaniu. Połączenie kawy rozpuszczalnej, lodu, cukru i dużej ilości mleka nigdzie nie smakowało mi tak dobrze jak właśnie w Grecji. Tradycyjnie będę zachęcać do chwili odpoczynku i zatrzymania się w kawiarni. Zwłaszcza, gdy uda nam się odnaleźć przyjemne, zaciszne miejsce i wypicia kawy na miejscu, nie w plastikowym kubku na wynos. Była to jedna z rzeczy, która przeraziła mnie w Atenach – ilość odpadów generowanych przez samych Greków, którzy piją frappe takeaway czyli w plastikowym kubku ze słomką.



5. Wspiąć się na Akropol i pobłądzić po okolicznych ruinach

Droga na Akropol prowadzi przez kolejne ruiny i pozostałości po naszych przodkach. Po drodze możemy znaleźć Teatr Dionizosa czy Odeon Herodota Attyka jak i wiele innych pozostałości. Warto przy każdym się zatrzymać, napić wody, wziąć chwilę oddechu i może poczytać o tym miejscu jakieś ciekawostki. Usiąść na ławce w cieniu oliwnego drzewa i popatrzeć. Pomyśleć jak wiele pracy kosztowało ludzi wzniesienie tak majestatycznych budowli bez dźwigu i innych maszyn pomocniczych. Wyobrazić sobie jak wyglądali przybywający tu w swoich epiblematiach Grecy, którzy przychodzili składać tu swe modły czy ofiary lub gdy spali tygodniami pod świątynią Asklepiosa czekając na sen w którym bożek podpowie im jak wyleczyć się z ciężkiej choroby. Polecam skorzystać i oddać się tym refleksjom po drodze, gdyż na górze czekają na nas najlepsze i najlepiej zachowane zabytki jak również dzikie tłumy turystów.



6. Najeść się granatów i pomarańczy

Tutaj chyba nic dodać nic ująć. Grzechem będzie nie jeść lokalnych owoców będąc w miejscu gdzie są one trzy razy tańsze niż w naszym kraju i... dziesięć razy pyszniejsze. Powiem szczerze, że nigdy nie jadłam tak pysznej pomarańczy jak ta niepozorna, mała z plamkami na skórce, miejscami zielona, zakupiona na targu była najsłodszą, najsoczystszą tym samym nie aromatyzowaną pomarańczą jaką jadłam.



7. Obejrzeć zmianę warty żołnierzy pod Parlamentem

Parlament w Atenach to jeden chyba z najbrzydszych budynków w całej stolicy. Pod nim stacjonują żołnierze, którzy o każdej pełnej godzinie w bardzo cudaczny sposób przechodzą zmianę warty. Jest to zjawisko niecodzienne, dla mnie osobiście przypominające długie bocianie kroki wykonywane  na komendę przewodniczącego. Ciężko mi było się nie uśmiechać,  choć wiem, że nie wypada. Warto je zobaczyć, zwłaszcza, że w Polsce nie przykłada się do tego aż tak wielkiej uwagi.



8. Wizyta na tagu głównym na placu Omonia

Nie polecam spacerowania tam w pojedynkę, szczególnie wieczorową porą. Dzielnica ma niezbyt dobrą sławę nawet wśród samych Greków. Wieczorami stanowi miejsce spotkań dla wszystkich typów spod ciemnej gwiazdy, których za dnia tam również nie brakuje. Osobiście skusił mnie tam sam targ, bo od zawsze lubiłam w takie miejsca chodzić i był to targ z prawdziwego zdarzenia na którym można było znaleźć wszystko. Łącznie z targiem mięsnym i rybnym tylko i wyłącznie dla osób o mocnych nerwach bo zapach i widok krwi z każdej strony nie należał do najprzyjemniejszych. Jednak miejsce to stanowiło dla mnie przypomnienie, że znajdujemy się właśnie na Bałkanach. Tych kolorowych, głośnych i radosnych.

9. Zjeść pitę gyros w przydrożnym fastfoodzie

Nie spróbować greckiej pity to tak jak nie zjeść pizzy we Włoszech czy kebaba w Turcji. Ten niezwykle tani i pyszny fastfood jest przysmakiem tubylców i turystów zazwyczaj też. Jego ceny to zazwyczaj od 1,5 do 4 euro w zależności od miejsca. To co odróżniało grecką pitę od tej jedzonej przeze mnie w Polsce to fakt, że razem z mięsem, warzywami i sosem w pieczywo zawijane były frytki co po kilku minutach nie stanowiło najlepszego połączenia. Wzięłam się jednak na sposób i najpierw wyjadałam frytki a dopiero potem całą resztę i było pysznie.

10. Oglądać zachód słońca ze Wzgórza Muz

To jest punkt obowiązkowy dla każdego, kto będzie miał okazję spędzić choć jeden wieczór w Atenach.  Był to jeden z najbardziej zjawiskowych zachodów słońca jakie miałam okazję oglądać w swoim życiu. Sama droga na wzgórze jest bardzo przyjemna, prowadząca przez oliwne aleje wciąż zataczające serpentyny. Całe wzgórze gdy jest skąpane w promieniach zachodzącego słońca wydaje się być żółte. Po jednej stronie widać majestatycznie stojący Akropol, po drugiej zaś zabudowę miasta i znajdujące się w oddali morze oraz pobliskie wyspy. To najlepszy punkt widokowy na jakim kiedykolwiek byłam. Ciekawostką jest, że fragment wzgórza był przeznaczony dawniej na więzienie w którym znajdował się między innymi Sokrates.  Skubany, piękne miał te widoki!


Mam nadzieję, że zainspirujecie się choć jedną pozycją z listy rzeczy do zrobienia w Greckiej stolicy. Sama nie wyobrażam sobie jak mój wyjazd wyglądałby bez oglądania zachodu słońca z widokiem na akropol czy litrów frappe. Jeśli byliście w Atenach co polecilibyście zobaczyć przyjezdnym? Są według was jakieś rzeczy, które koniecznie trzeba zrobić, których nie umieściłam na swojej liście?

Copyright © 2016 Mepriz , Blogger