poniedziałek, 3 września 2018

Eurotrip 2018 – Pomysł na podróże, który nie kosztuje fortunę




Nie będzie w tym nic odkrywczego, gdy powiem, że dziś podróże nie muszą być drogie.  Zwiedzanie najdalszych zakątków świata przestało być towarem luksusowym dostępnym tylko dla nielicznych. Możemy śledzić tysiące blogów, youtubowych kanałów tworzonych przez ludzi całkowicie pochłoniętych podróżami. Niektórzy wyjeżdżają od czasu do czasu, zaś dla innych podróże to sposób na życie.  Ja również byłam jedną z tych osób, które z zamiłowaniem śledzą poczynania instagramowych i blogowych podróżników.  Z wielką tęsknotą patrzyłam na kolejne przystanki map moich idoli. W skali miesiąca pochłaniałam setki artykułów o podróżach busem, samochodem, autostopem, zaś Casey Neistat  i jego filmiki towarzyszyły mi codziennie przy śniadaniu.  Bardzo pragnęłam takiej przygody ale… No właśnie. Ciągle było jakieś „ale”. 

Niebieski zachód słońca na Słowenii.
,,To świetny pomysł, ale…” – tak właśnie zaczynała się moja odpowiedź na pomysł mojej przyjaciółki, która powiedziała, że przecież możemy zrobić to samo.  Możemy zebrać ekipę znajomych, spakować najpotrzebniejsze rzeczy i zapas jedzenia, zarysować plan podróży , upewnić się czy mamy nieprzeciekające namioty i w drogę.  Wtedy właśnie pomyślałam, że pora przestać. Koniec z szukaniem wymówek. Jesteśmy młodzi, zdrowi, mamy możliwość pracy i oszczędzenia paru groszy. Dlaczego więc  nie spróbować? No i spróbowaliśmy.  Wszystko zaczęliśmy organizować gdzieś w okolicach listopada. Pomysłów było wiele, wielu kandydatów, którzy mogliby z nami pojechać. Zależało nam, by zebrać grupę co najmniej sześciu osób, aby koszty ładnie się rozdzieliły.  Równie ważne było dla nas to z kim jedziemy, bo przecież wiedzieliśmy, że będziemy na siebie przez te kilka tygodni skazani.  Pod koniec roku, dokładnie 30 grudnia 2017 spotkaliśmy się w knajpie w 7 osób i tak już zostaliśmy.  Wtedy nieśmiało podzieliliśmy obowiązki, kto organizuje co. Ustaliliśmy również wstępną trasę jaką chcemy przemierzyć i podzieliliśmy się państwami, które zamierzaliśmy odwiedzić. Każdy miał przygotować o swoim najważniejsze informację takie jak przepisy drogowe, waluta czy najciekawsze miejsca, godne zobaczenia.  Zdecydowaliśmy się na podróż busem, którego byliśmy zmuszeni wypożyczyć. Sprawa okazała się nie być taka łatwa, gdyż wypożyczalnie we Wrocławiu niechętnie patrzyły na młodych kierowców.  W końcu udało się jednak wszystko załatwić i dopiąć na ostatni guzik. Po kilku przeszkodach zapłaciliśmy zaliczkę za samochód, więc nie mogliśmy się już wycofać. Pozostawało tylko czekać.

Marzenie ciągle odkładane w czasie – wizyta w Rzymie

15 lipca 2018 roku o godzinie 22 wyruszyliśmy w trasę. Całą noc niemal każdy  z nas nie zmrużył oka, bo ekscytacja działała jak się później okazało bardziej pobudzająco niż włoskie espresso.  Przed nami były trzy tygodnie ciągłej trasy podczas których mieliśmy odwiedzić Austrię, Szwajcarię, Włochy, Monako, Chorwację, Słowenię i Węgry. Na mapie mieliśmy zaznaczone miejsca, gdzie wstępnie chcielibyśmy się zatrzymać, jednak postanowiliśmy zdać się na los. Tam gdzie okazało się być ciekawie pozostawaliśmy dłużej, jeżeli miejsce nas rozczarowało uciekaliśmy czym prędzej.  W ciągu jednych wakacji udało nam się pływać w krystalicznie czystym jeziorze w Szwajcarii, oglądać słynne kasyna na Monte Carlo, zjeść Pizze w Rzymie i gulasz na Węgrzech czy skakać
z klifów w Chorwacji.  W tak krótkim czasie przekonałam się jak bardzo kultura europejska jest różna, choć wydawać by się mogło, że wszyscy jesteśmy do siebie tak podobni. 

Jezioro Czterech Kantonów w Szwajcarii – widok o poranku rozciągający się przed naszymi namiotami.
Nie wszystkie chwile były tak kolorowe, jak chciałoby się opowiadać przy sentymentalnej herbatce. Jednego razu nasze plany zrujnował nieprzestający przez 8 godzin padać deszcz, który zmusił nas do spania całą siódemką w jednym busie na parkingu. Innym  razem potrafiliśmy pokłócić się między sobą, wypowiedzieć mocne słowa i nie rozmawiać. Czasem mieliśmy siebie wzajemnie po prostu dosyć. Zadziałała tu zasada im lepiej kogoś znasz, tym łatwiej jest się z nim pokłócić. Mieliśmy jedną stłuczkę samochodową z francuzem nie mówiącym po angielsku i jeden mandat za spanie
w nielegalnym miejscu.  Pomimo wszystko było warto i wzruszam się tutaj przed komputerem, gdy przywołuję te wszystkie wspomnienia. 
Spacer wieczorową porą po Wenecji

Bagni di San Filippo – miejscowość uzdrowiskowa w Toskanii. Na zdjęciu gorące źródła wydobywające się z wapiennego masywu skalnego.
To co zapewne większość z was interesuję to fakt, ile taka przyjemność kosztuje. Osobiście uważam, że jak za taką przygodę to bardzo niewiele.  Podliczając wszystkie koszta takie jak wypożyczenie busa, paliwo, opłaty za autostrady i winiety, ubezpieczenie podróżne, zapas żywności zakupionej
w Polsce,  posiłki jedzone od czasu do czasu w lokalnych knajpkach, atrakcje, jakie zwiedzaliśmy, płatne parkingi, okazjonalne nocowanie na campingach, wynajęcie apartamentu w Chorwacji na 3 noce, próbowanie lokalnych przysmaków na podróż wydaliśmy mniej niż 3500 zł. Oczywiście koszta można było dużo bardziej zredukować. Osobiście uważam jednak, że pomiędzy rozrzutnością
i oszczędzaniem trzeba znaleźć równowagę.  Płatne campingi z dostępem do prysznica  i pralki czy wynajęcie czteropokojowego apartamentu w Chorwacji były naszym kaprysem , który dodatkowo kosztował. Mogliśmy również cały wyjazd pić kawę w blaszanych kubkach i jeść na obiad konserwy, zamiast opychać się cztery dni z rzędu pizzą i wciągać espresso z porcelany. Warto jednak pamiętać, że niektórych przyjemności nie warto sobie odmawiać, zwłaszcza, gdy są to dla nas wakacje. Warto czasem rozsmakować się w innej kulturze i nie pozostawać tylko biernym obserwatorem.  Podziwiam jednak wszystkich podróżniczych weteranów, którzy już zawodowo potrafią ciąć koszta swoich wypraw i ani trochę tego nie potępiam. Jak widać koszta spełniania podróżniczych marzeń wcale nie muszą być duże. Wiadomo, za taką cenę można mieć wypasione wakacje all inclusive, gdzie nie trzeba martwić się o rozkładanie namiotu w deszczu. Jednak warto zdawać sobie sprawę  tego, że jest to zupełnie inny sposób poznawania świata. Nie mówię, że gorszy. Jest po prostu według mnie inny
i według mnie dużo bardziej ekscytujący i ciekawszy. 

Ulewa, która złapała nas w szwajcarskiej miejscowość Krimml i ciągnęła się nieustannie przez kilka godzin aż do Włoch.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Mepriz , Blogger